Mam bardzo osobisty stosunek do Czarnobyla. Gdy 28 kwietnia 1986 roku dowiedziałem się o wybuchu na Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej był to dla mnie szok. Podobnie jak wiele osób urodzonych w drugiej połowie XX wieku, byłem zafascynowany możliwościami, jakie otworzyła przed człowiekiem rewolucja naukowo-techniczna. Dlatego ukończyłem studia na Wydziale Elektroniki Politechniki Warszawskiej, a potem wybrałem karierę dziennikarza naukowego. Komunikat o wybuchu IV bloku położył na tej fascynacji cień, wielki cień. Przyjechanie do Czarnobyla stało się dla mnie nagle niezwykle ważne.
W kwietniu 1987 roku, w rok po katastrofie przez półtora miesiąca jeździłem po “zonie” – w Ukrainie, Białorusi i Rosji – i spotykałem się z uczestnikami tych wydarzeń. Jako dziennikarz brałem następnie udział w procesie sądowym nad winnymi katastrofy. Potem przyjeżdżałem tu wiele razy. Aby zrozumieć Czarnobyl i jego implikacje dla przyszłości.
Moon speech
Czarnobyl oznacza koniec dominującego przez wcześniejsze 200 lat sposobu myślenia o nauce i technice. Od czasów rewolucji przemysłowej, od czasów Juliusza Verne’a ludzie wierzyli w nieograniczone możliwości nauki i techniki. Była to, niezależnie od okropności dwóch światowych wojen, epoka technologicznego optymizmu. Magiczne słowo “postęp” odmieniano na wszystkie sposoby. Panowało przekonanie: nauka i technika mogą wszystko, wystarczy tylko bardzo chcieć, zgromadzić odpowiednie środki, zaangażować zdolnych ludzi – i można osiągnąć wszystko.
W swoim słynnym przemówieniu z 12 września 1962 uruchamiającym amerykański program załogowych lotów na Księżyc (“Moon speech”) prezydent John Kennedy mówił: „Zdecydowaliśmy się polecieć na Księżyc. Zdecydowaliśmy się polecieć na Księżyc w tej dekadzie, a także wykonać inne rzeczy, nie dlatego, że są one łatwe, ale dlatego, że są trudne”.
Słowa Kennedy’ego są najlepszą ilustracją “determinizmu technologicznego”. Wola polityczna, zasoby i talenty – te trzy czynniki zawsze miały dawać sukcesy i mityczny “postęp”.
Czarnobyl postawił takiemu myśleniu ostrą przegrodę. Właśnie Czarnobyl, bo wcześniejsze wypadki w elektrowniach atomowych i zakładach przeróbki paliwa jądrowego – zwłaszcza niezwykle groźna awaria w amerykańskiej elektrowni Three Mail Island – nie miały tak dramatycznego zakończenia.
Linia graniczna
Odmienność katastrofy czarnobylskiej w porównaniu z innymi wcale nie polega na tym, że tu zginęli ludzie, choć śmierć każdego człowieka, a zwłaszcza niewyobrażalna śmierć od napromieniowania, wzbudza głębokie uczucia żalu i współczucia. Ale przecież, jakkolwiek by to okrutnie zabrzmiało, godzimy się, że na morzach toną statki z marynarzami, skalne zawały przygniatają górników, w prototypach samolotów rozbijają się piloci oblatywacze… Przyjmujemy to jednak jako tragiczną wprawdzie, lecz logiczną konsekwencję stylu życia czy zawodu, jaki ci ludzie wybrali… Gdyby awaria w Czarnobylu dotknęła tylko załogę dyżurną, też pewnie świat przeszedłby nad tym do porządku dziennego…
Ale promieniujące izotopy wyrzucane z krateru IV reaktora zagroziły również ludziom nie mającym nic wspólnego z energetyką atomową, ludziom z bliższego i dalszego otoczenia reaktora. A ponieważ nikt nie mógł określić dokąd dotrą radioaktywne chmury – poczuliśmy, że wybuch w Czarnobylu zagroził nam wszystkim, na całym świecie. A skutecznie ochronić się przed skutkami katastrofy, która zagraża każdemu, można tylko w jeden sposób: poprzez niedopuszczenie do niej.
W ogóle Czarnobyl wyznaczył swoistą linię graniczną w historii rozwoju nauki i techniki. Wcześniej był długi okres „rozwoju poprzez katastrofy”. Najlepiej można zilustrować to doświadczeniami z okresu wielkich odkryć, zwłaszcza w Anglii i Holandii, gdy kapitanowie sami byli budowniczymi swoich okrętów. Zły konstruktor tonął razem ze źle skonstruowanym statkiem, dobry zostawał i – upraszczając – tak odbywał się postęp.
Do momentu awarii w Czarnobylu nic się właściwie w tej filozofii nie zmieniło. Złe samoloty spadały – budowano lepsze. Źle skonstruowane budynki zawalały się – budowano lepsze. Koszty ludzkie takiego rozwoju przyjmowano za nieuniknione.
Czarnobyl pokazał jednak, iż człowiek stworzył tak potężne urządzenia i systemy inżynieryjne, że ich awaria może być równoznaczna z zagładą ludzkości. Energetyka jądrowa już się poprzez katastrofy rozwijać nie może! Dotyczy to również dużych systemów komputerowych sterujących ruchem lotniczym w skali kontynentów, systemów technicznych zabezpieczających funkcjonowanie wielkich miast, przedsiębiorstw przemysłu chemicznego i biotechnologii.
Czarnobyl pokazał, że nie wystarczy już dzisiaj zbudować system technologiczny, pracujący z niewyobrażalną nawet aktualnie niezawodnością 0,9999… Trzeba nauczyć się budować takie systemy, które jeśli nawet ulegną awarii, to z racji swej wewnętrznej konstrukcji zapewnią to, że awaria nie zdoła przekształcić się w katastrofę.
Gdzie jesteśmy teraz? Chciałbym wierzyć, że w epoce odpowiedzialności. Ale wiem też, że nie ma prostych, łatwych i szybkich przejść między epokami. To trwa i nigdy nie jest łatwe.
Jak kształcić inżynierów
Nowy sposób kształcenia inżynierów jest jednym z głównych wyzwań, które przyniósł z sobą Czarnobyl.
Zawód inżynierski definiuje się rozmaicie, dla mnie jednak najpiękniejszą jest angielska definicja z XIX wieku określająca go jako sztukę kierowania siłami natury na pożytek człowieka. Można powiedzieć, że inżynier to taki człowiek, który zajmuje się projektowaniem czegoś i doprowadzeniem do tego, żeby to, co zostało zaprojektowane, mogło zostać wykonane i na dodatek jeszcze działało z pożytkiem.
Słowo “inżynier”, pochodzące od łacińskiego ingeniatus, oznacza kogoś, kto potrafi coś wymyślić, jest sprytny, ma otwartą głowę. Inżynieria w dzisiejszym rozumieniu tego słowa powstała, gdy do projektowania zaczęto używać geometrii i matematyki, dzięki czemu przestało ono być procesem intuicyjnym.
Trzeba pamiętać, że praca inżyniera różni się od pracy naukowca tym, że o ile naukowiec musi zgodnie z metodą naukową poruszać się w obrębie ścisłych praw, o tyle inżynier, znając ograniczenia nauki, musi często własną inteligencją, wyobraźnią i doświadczeniem przewidywać to, czego ściśle obliczyć się nie daje. Dlatego mówimy o sztuce inżynierskiej.
Czarnobyl uświadomił z całą mocą, jak ważnym aspektem bycia inżynierem jest konieczność uwzględniania społecznych skutków swojej działalności. Jeżeli inżynier tego nie rozumie, może doprowadzić do nieszczęść. Budując coś, a to potem eksploatując, trzeba przewidywać skutki i brać za nie pełną odpowiedzialność. To właśnie pominięcie tego elementu spowodowało, że – upraszczając – największym wyzwaniem XXI wieku jest konieczność usuwania skutków sukcesów poprzedniego stulecia. Musimy oczyścić ziemię, ale musimy równie pilnie uprzątnąć krążące nad nami kosmiczne śmieci.
Konieczność rozumienia społecznej odpowiedzialności inżynierów pociąga za sobą aspekt etyczny. Należy kształcić takiego człowieka, który będzie rozumiał skutki swojej działalności, wiedział, że działa w społeczeństwie, że nie ma samej techniki dla techniki i produkcji dla produkcji.
Należy pamiętać, że wielcy inżynierowie, prawdziwi twórcy współczesnej techniki byli również humanistami rozumiejącymi skutki swojej działalności. Ich inżynierski pragmatyzm łączył się z wyobraźnią i fantazją. Bo przecież, aby coś stworzyć, musimy sobie najpierw to wyobrazić – projektowanie nie jest bezdusznym procesem, który mogą wykonać wyłącznie komputery!
Dlatego mam wielkie uznanie dla prof. Michailo Zgurovskiego, rektora Politechniki Kijowskiej (KPI) za prowadzony w tej uczelni sposób kształcenia inżynierów. W szczególności docenić należy nacisk na szeroki kompleks zagadnień realizowanych w ramach koncepcji zrównoważonego rozwoju (“sustainable development”). Jest to na pewno właściwy wniosek wyciągnięty z czarnobylskiej tragedii.
Wnioski te trzeba zresztą wyciągać stale i wszędzie. W Niemczech – jak wspomina prof. Klaus Töpfer, federalny minister ochrony środowiska w latach tuż po katastrofie w Czarnobylu – na poważnie rozważano wówczas radykalne ograniczenie rozwoju energetyki jądrowej. Zwyciężyła ostatecznie argumentacja, że taki wypadek jak w Czarnobylu mógł zdarzyć się tylko w systemie sowieckim, jako kumulacja specyficznych uwarunkowań społeczno-gospodarczych i niedostatków radzieckiej technologii.
W wielu innych krajach nastąpiło realne spowolnienie rozwoju energetyki jądrowej, bo przyzwolenie społeczeństw na ten rodzaj energii dramatycznie spadło. Po kilkunastu latach szok jednak minął, energia jądrowa zaczęła wracać do łask.
I oto 11 marca 2011 roku wydarzyła się Fukushima… Okazało się, że katastrofy jądrowe mogą – choć ze specyficznych powodów – wydarzać się również w krajach uznawanych za wysoko rozwinięte. Poszło za tym radykalne przewartościowanie oceny Czarnobyla, bo skoro wydarzyło się w Japonii może wydarzyć się wszędzie…
W Niemczech błyskawicznie podjęto – przygotowaną już po Czarnobylu – decyzję o odwrocie od energetyki jądrowej. A we wszystkich praktycznie krajach na porządku dnia stanęło wypracowanie własnych wizji odnośnie energetycznej przyszłości. Dylematów rozwojowych jest mnóstwo, ale zawsze są to dylematy z Czarnobylem w tle.
Pisarze o Czarnobylu
O Czarnobylu opowiedziano już bardzo dużo. W prasie, książkach, reportażach telewizyjnych i filmach. Swietłana Aleksiejewicz, autorka książki reportażowej „Czarnobylska modlitwa. Reportaż z przyszłości”, między innymi za nią otrzymała literacką Nagrodę Nobla. Ten okres dokumentowania będzie trwał i niech trwa jak najdłużej, póki żyją świadkowie.
Ale Czarnobyl i jego miejsce w historii cały czas wymaga epickiego opisania. Jak powiedział Lew Tołstoj:„Gdy z uwagą i cierpliwością opiszesz życie twojej wioski, opiszesz cały świat”. Prawdziwie nowe zjawiska wymagają nowych podejść, nowych sposobów narracji. Czarnobylska epopeja technologiczna będzie kiedyś lekturą obowiązkową dla studentów wszystkich uniwersytetów, gdyż sprawy, które trzeba opisać i pytania, które należy postawić – mają charakter uniwersalny.
Nawiasem mówiąc, Lew Tołstoj napisał „Wojnę i pokój” w 50 lat po wojnach napoleońskich. Czarnobylska epopeja, z katastrofą jako centralnym punktem odniesienia, powstanie zapewne wcześniej, ale ten proces musi trwać…
Coraz więcej ludzi, zwłaszcza tych urodzonych w drugiej połowie XX wieku, ma przeczucie, że żyje w unikalnym okresie rozwoju cywilizacji, opartej na bezprecedensowo szybkim rozwoju nauki i techniki…
To niezwykłe przyspieszenie technologiczne zdarzyło się za życia jednego pokolenia. Teraz trzeba to przemyśleć, zrozumieć, usystematyzować. Swietłana Aleksijewicz cytuje w swojej książce prof. Wasilija Niestierenko, byłego dyrektora Instytutu Energetyki Jądrowej Akademii Nauk Białorusi: “Człowiek wymyślił technikę, do której jeszcze nie dorósł. Nie dorównał jej… Czarnobyl się nie skończył, on się dopiero zaczyna…”
Panichida
Przed rokiem, 26 kwietnia 2015, byłem na organizowanej tradycyjnie w rocznicę katastrofy nocnej panichidzie w Sławuticzu, mieście czarnobylskich energetyków. To prosta w swojej formie, godna i wzruszająca uroczystość. Są prawosławne modły i śpiewy, jest “warta pamięci” pełniona przez młodych ludzi – w białych strojach operatorów elektrowni z zapalonymi zniczami w dłoniach – a w kulminacyjnym momencie w nocny spokój wdziera się na krótko wycie syren wozów strażackich… A potem, już w pełnej ciszy, długie składanie kwiatów i zapalanie zniczy przed pomnikiem z nazwiskami i twarzami 30. tki poległych…
Składałem te kwiaty jako ostatni, razem Siergiejem Akulininem, jednym z tych, którzy pracowali na piątej zmianie czarnobylskiej elektrowni 30 lat temu. Tak jak inni z załogi, robił tamtej nocy wszystko, aby najpierw zidentyfikować co się stało, a potem ograniczać tego skutki. Potem swoje odcierpiał, poczynając od radiologicznej Kliniki nr 6 w Moskwie…
Nie pytajmy, czy te ofiary, cierpienia i wysiłek likwidatorów skutków katastrofy były nieuniknione… Wyciągnijmy wnioski, aby nie poszły one na marne.
Jako motto do jednego z rozdziałów mojej książki o katastrofie dałem słowa z kartki, wywieszonej przez kogoś tuż po katastrofie w jednym z pokojów, w których urzędowała w Czarnobylu komisja państwowa:
„Inteligentny człowiek znajdzie wyjście z najbardziej skomplikowanej sytuacji.
Mądry człowiek nigdy się w takiej sytuacji nie znajdzie”.
To przesłanie od likwidatorów katastrofy powinni szczególnie dobrze zapamiętać studenci uczelni technicznych.